<SPAT> Brasiu PL
Administrator
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 9:48, 01 Cze 2006 |
 |
Nie wiem co powodowało twórcami i jakie były ich motywy, ale do owej wersji demonstracyjnej wybrali jedną z najsłabszych, jeżeli nie całkowicie najsłabszą misję z całej gry. I to jeszcze akurat z kampanii brytyjskiej, która jest zdecydowanie najlepsza ze wszystkich trzech dostępnych. Nie mam pojęcia dlaczego tak zrobili - ale na mój gust wyszło to grze na dobre. Spodziewałem się przeciętniaka, a dostałem oczywiście o wiele więcej, co można nazwać lekkim zaskoczeniem, przynajmniej w moim własnym, osobistym przypadku.
O wiele więcej, owszem, ale w zasadzie nic nowego. Jeżeli szukacie oryginalności, innowacji i nowych pomysłów na grę, to szukając pod adresem Call of Duty 2 bynajmniej ich nie znajdziecie. Owszem, zagościło tu kilka mile widzianych, a wcześniej nieznanych rozwiązań, ale ogólnie rzecz biorąc gra jest potwornie mało oryginalna, odtwórcza i powielająca schematy. I choć są to schematy genialne same w sobie, więc całokształt jest wcale niezły, jednak już nie tak powalający, zniewalający i wspaniały jak poprzednik, niestety.
Nie wiem czego tu brakuje, tak szczerze. Są trzy kampanie, jak poprzednio. Zaczynamy od radzieckiej, skupiającej się z małym wyjątkiem na wiekopomnym Stalingradzie, który będzie przez twórców gier eksploatowany zapewne jeszcze przez dziesięciolecia. Dynamiczne, intensywne i mordercze walki z Niemcami o każdy dom, każdy mur i każdą kupę gruzu mają swój urok niezaprzeczalny - ale to już nie jest ten dramatyzm znany z obrony domu Pawłowa czy szaleńczej szarży na Placu Czerwonym z pierwszej gry. Muszę z bólem przyznać, że kampania radziecka jest najsłabsza ze wszystkich trzech - choć ma swoje niezapomniane momenty, jak na przykład przemykanie rurociągiem czy polowanie na czołgi z garścią TNT w łapie. Pod koniec jednak miałem już dość tych ruin, tego śniegu, Szwabów drących się "komunisten!" i moich towarzyszy nieustannie informujących mnie, że faszyści zabarykadowali się piętro wyżej tudzież niżej. Do tego jeszcze ostatnia misja czerwonoarmistów kończy się w jakiś taki nijaki sposób, bez wielkiego bum i orkiestry symfonicznej dającej z siebie wszystko - można nawet powiedzieć, że koniec następuje ni stąd ni zowąd. Leciutko zniesmaczony, choć ogólnie zadowolony, przeszedłem do drugiej z kolei kampanii - brytyjskiej. I ta akurat jest świetna. Nie dość, że mamy bardzo przyjemną odmianę po tym całym zimnym Stalingradzie, bo klimat jest tutaj suchy i gorący, to jeszcze misje są tak skonstruowane i poprowadzone, że nie można się nudzić. Jest po prostu wspaniale - nocne ataki, eskortowanie czołgów przez pustynne miasteczko, walki uliczne pod piekącym słońcem, forsowanie linii umocnień Mareth Line oraz oczywiście walki pancerne. Tym razem zabawa z czołgiem została zarezerwowana dla herbaciarzy - i trzeba przyznać, że jest dużo lepsza od tej kiepściutkiej Prochorowki z United Offensive, a nawet od motywu pancernego w pierwszej części. Widać, że autorzy dopracowali ten element, bo po przejściu misji owej aż do końca gry tęskniłem za jeszcze jedną taką, w której będę mógł zakuty w kilkudziesięciotonowy pancerz na gąsienicach postrzelać sobie do szwabskiej panzerwaffe.
Tekst z gry.wp.pl
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|